poniedziałek, 23 czerwca 2008

Maraton w Głuszycy 14.06.2008

Tym razem relacja Marka z jego udziału w MTB Marathon w Głuszycy.







Maraton w Głuszycy z cyklu Powerade MTB Marathon od dawna zapowiadany był jako najciekawszy i najtrudniejszy w sezonie. W tym roku również postanowiłem wziąć w nim udział, gdyż malowniczy i interesujący teren Gór Sowich bardzo mi się spodobał. Impreza ta została zaliczona do prestiżowego cyklu Marathon Man Europe oraz czeskiej serii Kolo pro Zivot. Do Głuszycy przyjechałem 5 dni przed wyścigiem, aby poznać tamtejsze trasy, zachować formę oraz wypocząć. W czasie moich codziennych porannych treningów zdążyłem poznać praktycznie 80% trasy, która nie stanowiła już dla mnie zaskoczenia i przejechałem łącznie przez te dni około 140 km. Jak się okazało, po południu dzień przed maratonem (piątek 13- go!), przejechane kilometry i bardzo wysokie przewyższenia dały mi się we znaki w postaci ostrego bólu lewego kolana. Pamiętając ubiegłoroczny sezon, zaczęły mnie ogarniać poważne wątpliwości czy dam radę przejechać, a nawet rozważałem możliwość rezygnacji ze startu. Następnego dnia miasteczko sportowe zostało usytuowane na stoku narciarskim w Łomnicy ok. 12 km od Głuszycy. Oprócz krajowych zawodników, przyjechało wielu kolarzy z całej Europy m.in.: Austrii, Niemiec oraz liczne grono Czechów. Organizator rozdzielił godziny startów dystansów mega i giga, co było bardzo dobrym rozwiązaniem. Wystartowałem w dystansie mega (60km). Jak przystało na maraton górski, start rozpoczął się dość spokojnie, a kolarze zbytnio się nie przepychali, gdyż trzeba było rozsądnie dysponować siłami.

Ze względu na poważną kontuzję kolana, już na pierwszych kilometrach wiedziałem, że będę jechał dla samej, bardzo ciekawej i trudnej do pokonania trasy oraz nie będę miał możliwości podjąć ostrej rywalizacji, a samo ukończenie maratonu będzie sukcesem. Praktycznie musiałem siłą woli walczyć z uporczywym bólem i stosować wielokrotnie miękkie przełożenia oraz czasami podprowadzać rower. Postanowiłem dojechać, choćby miało to trwać do wieczora. Z momentów, które szczególnie zapadły mi w pamięci mogę wymienić: przejazd przez sztolnie podziemi „Osówka”, przejazd pograniczem polsko- czeskim, wjazd i zjazd ze szczytu „Wielkiej Sowy” (1015 m) oraz ostatnie kilometry trasy w pobliżu Łomnicy, gdzie wielu uczestników było bardzo wycieńczonych trudami trasy.

Widoki na trasie przypominały te z czasopism rowerowych i zagranicznych folderów. Ze stosowanej przeze mnie techniki jazdy sprawdziło się po raz kolejny podjeżdżanie na stojąco w początkowej fazie maratonu. Dodam, że nie wszędzie było to możliwe, gdyż bardzo duże nachylenia powodowały, że w niektórych miejscach trzeba było pchać pod górę rower. Zjazd z „Wielkiej Sowy” zgodnie z zapewnieniami organizatora rzeczywiście można uznać za kultowy, gdyż wielkie kamienie i głazy, korzenie i uskoki powodowały, że trzeba było wykazać się perfekcyjną techniką panowania nad rowerem. Wspomnę, że wielu kolarzy złapało defekty w postaci przebitej dętki lub odnosząc obrażenia ciała. Ja na szczęście dojechałem szczęśliwie do mety nie odnosząc żadnych, przykrych niespodzianek. Podsumowując mogę dodać, że wyścig stanowił duże wyzwanie i będę go jeszcze długo wspominał, a z udziału mam satysfakcję. Sam byłem zaskoczony skalą trudności trasy i dużymi przewyższeniami.

Ostatecznie w Głuszycy zająłem 170 miejsce w klasyfikacji open (na 323 sklasyfikowanych) oraz 71 miejsce (na 103 uczestników) w kategorii M2. Może nie jest to szczególnie dobre miejsce, ale zrekompensowała mi je znakomita, malownicza trasa i panująca atmosfera wśród kolarzy.

Marek

poniedziałek, 16 czerwca 2008

Kujavia XC - Bydgoszcz 16.06.2008

Moja „ostatnia niedziela” mogła być niezbyt mile zapamiętana. Mogła, ale na szczęście znalazło się kilka plusów.
Pierwszy raz wziąłem udział w Kujawia XC w Bydgoszczy. Dopiero kolejnego dnia doczytałem się na stronie internetowej organizatorów, że za cel stawiają sobie wysoką skalę trudności trasy… Tak też było.


Na miejsce zawodów wybrałem się z Kazimierzem Kowalskim i Irkiem Gabrychem. Przed zawodami zrobiliśmy objazd trasy. Została chyba ułożona tak, aby pomoc medyczna miała pełne ręce roboty. Prawie pionowe ścieżki pomiędzy krzakami, twarde podłoże, zjazdy po skosie po wysuszonej ściętej trawie – wszystko to sprzyjało upadko i wypadkom, których rzeczywiście nie brakowało. W wyścigu Elity (9 okrążeń) wzięło udział 25 zawodników, ale ukończyło go 17-stu. Również Irek po upadku, po drugim okrążeniu zdecydował się wycofać.

W mojej grupie (Masters + Supermasters) było nas 15-stu. Pierwszy raz od samego początku wolałem ustawić się na końcu stawki.

Po godzinie męki i jednym upadku szczęśliwie udało mi się dojechać do końca bez poddania wyścigu. Do słabego wyniku oprócz totalnie nie pasującej mi trasy doszła jednak też słabsza forma. Ukończyłem wyścig na 8-ym miejscu (na 11 zawodników w mojej kategorii). Kazik Kowalski w swojej kategorii był drugi (na 4-ech w kat.)
Plusy to sympatyczne dziewczyny robiące zdjęcia, które dopingiem dodawały sił. Bez tego dopingu pewnie bym się wycofał po pierwszym lub drugim okrążeniu. Naprawdę chciałem tak zrobić. Drugi plus to bardzo dobre jedzenie, a trzeci to świetna galeria zdjęć, skąd zresztą pobrałem zamieszczone tu nasze fotki http://picasaweb.google.pl/KujawiaXC/KomputerTuPlKujawiaXC2



A pod ponizszym linkiem relacja z tychze zawodów, ze strony MTB News:

http://www.mtbnews.pl/content/view/386/1/

czwartek, 12 czerwca 2008

Gryf MTB w Witnicy - 1.06.2008

Ponizej relacja Marka z zawodów w Witnicy, które ja tym razem sobie odpuściłem.

W Witnicy w ramach cyklu Gryfa wystartowałem na drugi dzień po zawodach xc w Pile, dlatego nie obiecywałem sobie zajęcia wysokiego miejsca. Trasa okazała się na większości odcinków płaska. Pierwsze 7 km od startu odbyło się w tumanach kurzu w bardzo wysokim tempie. Duże ilości piachu i wysoka temperatura na trasie spowodowały selekcję grup kolarzy. Natomiast w okolicach Bogdańca trasa przebiegała po pagórkach i serpentynach, co stanowiło urozmaicenie tego płaskiego wyścigu. Na podjazdach czasami odczuwałem w nogach wysiłek z poprzedniego dnia. Podczas wyścigu stosowałem się do porad mistrzów z którymi trenujemy: Kazimierza Kowalskiego i Zdzisława Barana. Ich metody i polecana technika jazdy sprawdziły się. Ostatecznie na dystansie 40 km zająłem 7 miejsce w kategorii M2 na 33 zawodników, a w klasyfikacji open 9 miejsce na 100. Podsumowując, z przebiegu wyścigu, jak i wyniku jestem zadowolony.

Marek

wtorek, 3 czerwca 2008

Family Cup - Mistrzostwa Polski Amatorów

Zawody z serii Family Cup to jedna z najstarszych imprez cyklicznych tego typu w naszym kraju. Obejmują dyscypliny takie jak pływanie, narciarstwo, tenis oraz oczywiście kolarstwo górskie.

W minioną sobotę, 31 maja w Pile, odbyły się Amatorskie Mistrzostwa Polski w Kolarstwie Górskim. Były to eliminacje dla regionu województwa wielkopolskiego i lubuskiego. Dodać tutaj należy, że zdobycie miejsca w pierwszej szóstce w każdej kategorii uprawnia do udziału w wielkim finale, który odbędzie się13 września w Olsztynie. Nasz region reprezentowany był przez Kazimierza Kowalskiego z Krajenki oraz przez mnie i Marka oraz Irka Gabrycha ze Złotowa.

Powyzej Marek w trakcie wyścigu

Trasa poprowadzona była po pętli o długości 2 km, w zdecydowanej mierze po terenie płaskim, aczkolwiek piasek oraz wystające korzenie i kilka krótkich, acz stromych zjazdów i podjazdów potrafiły niektórym przysporzyć kłopotu.


W mojej kategorii Weteranów walka była bardzo zacięta. Po pierwszym okrążeniu zajmowałem czwarte miejsce jadąc zaraz za zawodnikiem z Murowanej Gośliny - Mariuszem Grzywniakiem, Piotrem Nowackim - trenerem pilskiego UKS Speeder - http://www.kolarz.pl/ i Witem Łańcuckim z Lipki. W drugim okrążeniu wskoczyłem na trzecie miejsce, a na początku trzeciego niespodziewanie na pierwsze. Piotr jednak wraz zawodnikiem z Murowanej Gośliny siedzieli mi na kole trzymając rękę na pulsie. Tym sposobem po kolejnych, bodajże dwóch, okrążeniach wyprzedzili mnie. Stwierdziłem, że postaram się kontrolować sytuację na tyle, aby nie spaść na pozycję czwartą. W okolicach piątego okrążenia niespodzianka – Piotr stoi mocując się z łańcuchem. Ma jednak pecha do defektów, które mam wrażenie, przytrafiają się mu względnie często podczas zawodów. W ten sposób dwa lub trzy ostatnie okrążenia jechałem na drugiej pozycji. Piotr jednak nie stracił zbyt wiele, a będąc zawodnikiem bardzo dobrym i doświadczonym zdołał dojść do mnie i wyprzedzić przed ostatnimi górkami i wjechał na metę około 20 m przede mną.

Powyzej ja na prowadzeniu, a poniżej pościg kontrolowany...

Kazimierz Kowalski w kategorii Weterani Starsi zajął pierwsze miejsce. W kategorii Weteranów zająłem trzecie miejsce, a miejsce czwarte Wit Łańcucki. W kategorii Seniorów miejsce pierwsze zdobył Irek, a trzecie Marek. Ciekawostkę stanowi fakt, że wśród Weteranów została zachowana kolejność z zawodów z zeszłego roku – Piotr Nowacki, Sławek Dereszkiewicz, Wit Łańcucki. Wszyscy zdobyliśmy jednak pozycje o jedno miejsce niżej niż w 2007 roku, gdyż miejsce pierwsze zajął niespodziewanie zawodnik z Murowanej Gośliny.

Powyzej: 2 - Piotr Nowacki, 3 - ja, 4 - Wit Łańcucki

Powyzej: 1 - Irek Gabrych, 3 - Marek, 4 - Tomek Nowacki

Powyzej Kazimierz Kowalski na pierwszym miejscu podium.


Wszyscy zdobyliśmy więc kwalifikacje do finału Mistrzostw Polski Amatorów w Olsztynie. Inna sprawa, czy wszyscy się tam wybiorą…

Link do artykułu w "Aktualnościach Lokalnych" http://zlotowskie.pl/index.php?art=2691