- A ile kosztuje taka, jak jej tam... przerzutka? - pyta starszy pan.
- Tak około 70 zł - odpowiada mu drugi.
- Hmmm... A ile my w ogóle mamy tych rowerów..? - wciąż dopytuje pierwszy.
To nie rozmowa ciekawego kolarstwa laika z działaczem klubu kolarskiego. Obydwaj są w nim od lat.
9 marca 2010 miałem okazję uczestniczyć w walnym zebraniu LKS Drogowiec, w którego barwach jeżdżę od roku. Nie mam zamiaru pisać relacji z zebrania, lecz raczej podzielić się moimi refleksjami związanymi z działaniem klubu. Przede wszystkim byłem mocno zdziwiony, że do klubu należą osoby nie mające pojęcia o wielu podstawowych sprawach związanych z kolarstwem np. ile kosztuje przerzutka. Jak można należeć do jakiejś organizacji i mieć wpływ na wydawanie pieniędzy nie mając pojęcia o co w tym chodzi? No dobrze, powiedzmy że jest to wybaczalne w przypadku osób, które mają czuwać nad rozwojem młodych kolarzy i zajmują się treningami i pracą z młodzieżą i nie interesuje ich cena sprzętu. Jednak przy średniej wieku zebranych osób - 99 lat, to chyba nie to. A propos - słysząc, że trener łata wytarte opony kawałkami tektury, aby młodzi mieli jak jeździć, dosłownie chce się płakać. Dlaczego? Dlatego, że taka nędza! Nie wyśmiewam tutaj klubu, ale zwracam uwagę na podejście władz miasta, które na roczną działalność klubu przeznaczają coś około 15 tys zł, pokazując tym jak bardzo "zależy" im na tej dyscyplinie, wynikach i młodzieży, która widzi tam swoją szansę rozowoju osobistego i sportowego. Jaki obraz się wyłonił podczas tego zebrania? Taki, że oto dzieci jeżdża na starych zdezelowanych rowerach, które w całości trzymają się jedynie dzięki pasji i zaangażowaniu trenera Mitkowskiego. Taki, że brakuje pieniędzy na paliwo, wyjazdy, starty, a jedynym sposobem, aby to wszystko się dalej kręciło jest poszukiwanie sponsorów. Dlatego też gdy otrzymałem propozycję zostania członkiem Zarządu, musiałem powiedzieć "nie". I to nie tylko dlatego, że nie chcę należeć do dowództwa dryfującego, po oceanie polskiego kolarstwa, wraku jakim jawi się LKS Drogowiec. Także dlatego, co muszę szczerze zaznaczyć, że nie czuję się powołany do wychowywania i pracy z młodzieżą, a tym przecież powinno być przyjęcie na siebie takiej odpowiedzialności. Bardzo cenię i szanuję pracę i podejście innych osób, które są gotowe do takich poświęceń, jednak nie byłbym w stanie robić czegoś czego nie czuję. To dobre dla hipokrytów. Specyfika LKS Drogowiec polega na tym, że jest to klub dla młodzieży szkolnej, która korzysta ze wszystkich dostępnych świadczeń. Grupa kolarzy masters finansuje się w całości sama. Zaznaczam, że nie krytykuję tej formy. Bardzo dobrze, że młodzi kolarze, których rodziców nie stać na sfinansowanie pasji swoich dzieci, mają szansę rozwijać się w ten sposób, jeździć na zawody, zobaczyć kawałek Polski. Jednak ja osobiście byłbym w stanie zaangażować się w klub, w którym włożony wysiłek zaprocentuje nie tylko w postaci moralnego poczucia dobrze spełnionego obowiązku, ale też w formie coraz lepszych wyników grupy masters, wsólnych startów w krajowych zawodach, brania udziału w różnych cyklach także w klasyfikacji drużynowych. Niestety mastersi w Drogowcu ściagają się na treningach i trenują na zawodach. Tak to niestety najczęściej wygląda. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich, ale około 80% tzw. drużyny. Rzecz jasna mają do tego pełne prawo - ich rowery, ich czas, ich pieniądze, ich hobby, ich sprawa.
Smutne było także według mnie zrzeczenie się funkcji prezesa przez Pana Wiesława Fidurskiego, który chyba był najlepszą osobą pełniącą tą funkcję. Zarówno pod kątem wiedzy kolarskiej - sam przez lata brał udział w wielu imprezach MTB i szosowych - oraz przygotowania pod kątem organizacji pracy własnej i umiejętności organizacyjnych, a także współpracy z kolarzami, sponsorami, działaczami i wszystkimi innymi. Osoba, która wie co chce i potrafi zaplanować i realizować cele oraz mająca autorytet. Nowo powołany prezes niestety jest dla mnie osobą obcą. Nigdy nie widziałem go na rowerze na naszych treningach i w ogóle widziałem go po raz pierwszy. Zresztą podobnie jak kilka osób biorących udział w zebraniu, o których nie wiedziałem, że należą do Drogowca i nawet bym ich o to nigdy nie podejrzewał.
Kolejną sprawą jest to, że od około miesiąca należę jednocześnie do Goggle Pro Active Eyewear Team. W najbliższym sezonie mam zamiar reprezentować na wyścigach GPAET. Jest to grupa kolarzy amatorów MTB z całego kraju, sponsorowana częsciowo przez firmę PROSTAF, dystrybutora okularów sportowych marki Goggle. W tym teamie widzę coś, czego mi brakowało w złotowskim Drogowcu. Zapowiada się mieanowicie interesująca możliwość wspólnych startów, ustalenia wyścigów na których pojawimy się razem, klasyfikacji drużynowej. Okazuje się, że łatwiej jest to zorganizować z ludźmi rozsianymi po całej Polsce, niż z kolegami z drużyny i tego samego miasta. Dodam tutaj, może nieco złosliwie, że w GPEAT będę miał na sobie reklamy firmy, która przynajmniej coś rzeczywiście sponsoruje. W koszulce Drogowca z reklamami np MZUKU (i kilku innych nawet bardziej widocznych logo...) na plecach nigdy nie otrzymałem nic od wspomnianych "sponsorów". Ani batona, ani banana, ani proszku do wyprania tychże ciuchów. Już rok temu, wstępując do drużyny, uważałem że mastersi - jako samofinansujący się - powinni mieć inny wzór koszulek niż młodzież, czyli bez logo sponsorów. No, ale to już sprawa na osobny temat.
Wracając do głownego wątku. W maju w Złotowie ma mieć miejsce jedenasta edycja zawodów Pucharu Thule, organizowana przez LKS Drogowiec. W poprzednim roku impreza ta miała nawet rangę zawodów pucharu Wielkopolski. Czy w tym roku zawody również się odbędą? Czy może raczej zamiast zawodów będzie wielki zawód, jeśli okaże się że zabrakło środków, umiejętności organizacyjnych i determinacji nowych władz klubu? Oby nie. Aczkolwiek na chwilę obecną pieniążków jest mało i zapowiada się dreptanie ścieżek u dyrektorów złotowskich firm, w poszukiwaniu symbolicznej złotówki wsparcia. Nie zazdroszczę. Jako zwykły członek Drogowca, chętnie pomogę przy pracach takich jak rozpropagowaniu imprezy w światku kolarskim w Polsce, czy też innych sprawach jak taśmowanie trasy itp. Nie czuję się jednak na siłach, aby chodzić i prosić o datki.
Smutne jest to, że ludzie którzy chcą zrobić coś dla innych, dla młodzieży, robią to kosztem nie tylko własnego czasu, ale i pieniędzy. Trener Mitkowski, naprawiący rozpadający się, przestarzały sprzęt. Dotychczasowy Prezes Fidurski poszukujący sponsorów, organizujący złotowskie zawody, które dorobiły się sporej renomy w polskim, kolarskim światku. Tymczasem duże środki przepadają gdzieś nie wiadomo gdzie i po co. Smutne jest też to, że do takich organizacji jak LKS, z drugiej strony, należą osoby, które mają chyba w genach zakodowane, aby przynależeć do organizacji, które mają komisje, porządki obrad, a nie mają natomiast entuzjazmu, wiedzy i doświadczenia. Nie wyglądają też na osoby, które jeżdżą na rowerze. No może jeździły. Kiedyś. Na rowerku. Dziecięcym. 100 lat temu.
A ja przede wszystkim lubię rower. Lubię jeździć. Czuć słońce i pęd wiatru. Lubię się ścigać i czuć tę odrobinę adrenaliny, którą wyzwala rywalizacja. I nie lubię komisji, walnych zebrań, programów obrad. Dlatego zamiast działaczem, wolę pozostać kolarzem.
SD
2 komentarze:
Witaj. Nieźle mnie ubawiłeś tym tekstem. A już myślałem, by do Was dołączyć, a tu taki bigos. Pozdrawiam
Jeśli jesteś przedstawicielem kategorii masters, to różnicy Ci nie zrobi. I tak musisz sam się sponsorować, a barwy klubowe, to bardziej sprawa towarzyska, gdybyś na zawodach chcial reprezentować swoje miasto.
Jeśli jesteś nastolatkiem, to jakby nie było jest to jakaś szansa na rozwinięcie umiejętności i możlwość treningów i startów.
Jeśli chcesz być działaczem, to cóż...
Prześlij komentarz