poniedziałek, 25 lipca 2011

Szosowy Maraton Rowerowy - Gorzów 2.07.2011

Tym razem, nieco po czasie, relacja Marka z wyścigu szosowego. Zatem coś dla odmiany poniżej.

Autor: Marek Dereszkiewicz

Szosowy Maraton Rowerowy- Gorzów Wielkopolski 2 lipca 2011 r.

Maraton rozpoczął się na nowoczesnym stadionie żużlowym im. Edwarda Jancarza. Tam też mieściło się biuro zawodów. Postanowiłem wystartować na tzw. dystansie mini liczącym 81 km. Niestety tego dnia nie dopisała pogoda. Nastąpiło znaczne ochłodzenie i praktycznie przez cały trwały dzień opady deszczu. Część osób zrezygnowała. Wystartowałem dość wcześnie o godz. 9:20 w grupie 15- osobowej.
Niestety na pierwszym, dużym rondzie policjant skierował nas w niewłaściwą stronę przez co straciłem około 5 minut na szukaniu właściwej drogi wśród ruchu ulicznego centrum miasta. Nasza grupa rozpadła się praktycznie po kilku minutach od startu na większych wzniesieniach jeszcze w Gorzowie. Strata czasu zadziałała na mnie mobilizująco i jechałem mocnym tempem doganiając zawodników startujących przede mną. Cały dystans blisko 90 km jechałem samotnie w strugach zimnego deszczu i wietrze. Mimo wszystko miałem dużą motywację, gdyż czułem dobrą dyspozycję tego dnia.
Końcówka to znowu przejazd w przez centrum Gorzowa i runda na stadionie jak podczas wyścigu Paris – Roubaix. Na pamiątkę pozostał ładny medal.
Wyniki. czas: 2:27:51. 5 miejsce w kat. M3, open: 28/159.

Marek Dereszkiewicz

poniedziałek, 11 lipca 2011

Expedition III - Szklarska Poręba i okolice

MTB, czyli kolarstwo górskie. Mieszkając na nizinach wypada chociaż raz na jakiś czas wybrać się z rowerem w prawdziwe góry.

Kto, co, gdzie, kiedy - patrz poniżej:

Uczestnicy: Sławek Dereszkiewicz, Marek Dereszkiewicz, Andrzej Tomas
Miejsce: Szklarska Poręba i okolice
Data: 8-10 lipca 2011.

Ponieważ wszyscy trzej mamy takie same stroje dodam, że: Sławek - kask czarny, Marek - kask żółty, Andrzej - kask biało czerwony.

Dzień I
Na miejsce docieramy po 13.00. Baza wypadowa - Dom Wczasowy "Do Słońca". Wszystko pasuje - słońce jest.

Spoza gór i rzek, wjechaliśmy do Czech. "Było nas trzech..."

Przed podjazdem pod skocznię narciarską w Harachovie należy zebrać siły posilając się tym i owym.

Docieramy pod skocznię


A nawet jeszcze wyżej. Andrzej aż łapie się za głowę. A może tylko zdejmuje kask, aby efektowniej wypaść na zdjęciu?

 Z Harachova ruszamy przez Jakuszyce, a następnie odbijamy do wodospadu Kamieńczyk

Foto typu "tu byłem".

Dzień II. Postanawimy wybrać się do pobliskich Piechowic do bazy startowej Bikemaratonu. Decydujemy także, że wybieramy dystans Mega. Tym razem jako turyści. Bez numerów startowych.
Zjazd ze Szklarskiej do Piechowic to sama przyjemność. Po kilkunastu minutach docieramy na miejsce, gdzie w tłumie spotykamy naszego znajomego - Zdzisława Barana.


Zbieramy siły przed startem. Andrzej łapie pierwszą gumę. Poniżej trasa. Tego dnia objedziemy trasę oznaczoną na niebiesko. A i gum będzie więcej...



Jest gorąco. Na szczęście są też strumienie, a my nie jedziemy w wyścigu, a tylko jego trasą, więc mamy też czas.


Niedługo później Andrzej łapie drugą gumę. Ja łapię w kadry zawodników dystansu Giga. Minął nas też Zdzichu Baran, był jednak tak szybki, że nie zdążyłem nawet zrobić zdjęcia.

Po chyba 100 godzinach ruszamy dalej. Niedługo później Andrzej znowu naprawia dętkę. Ja w tym czasie reguluję sobie kierownicę. Nieliczne gzy, zmęczone upałem, atakują sporadycznie.

Kolejna dętka Andrzeja. Marek dokumentuje. Ja obserwuję. Andrzej pompuje.

Kolejny postój, kolejna fotka pt. "tu byłem".

Po każdej wspinaczce nagrodą jest zjazd.

Dzień III. Z założenia jazdy ma być mniej, gdyż po południu około 16.00 wyjeżdżamy. W planie Zakręt Smierci, kopalnia kwarcu Stanisław, Polana Jakuszycka, a na deser Wodospad Szklarki.

Na Zakręcie Smierci. Bardzo ładne miejsce.

Zjazd w teren i jazda pod górę w stronę kopalni. Żar leje sięz nieba. Z nas leje się pot.

Zazwyczaj jedziemy, ale czasami trzeba podprowadzić.



Docieramy do celu numer 1 dzisiejszej wycieczki

Dalej chyba się nie da...

Każdy musi udokumentować swoj pobyt na obcej planecie.

Następuje zjazd do Szklarskiej. Prosto do pizzeri, gdzie oczywiście zamawiamy placek po węgiersku i pierogi.

Po nabraniu sił ruszamy odnaleźć wodospad Szklarki. Ruszamy według znaków...

...Wodospadu ani widu, ani słychu. Co jakiś czas spotykamy innych zabłakanych turystów. Też szukają wodospadu. Także nie mogą go znaleźć. Postanawiamy ruszyć drugą stroną rzeki, gdyż po naszej nawet ścieżki już nie ma.


Bunkrów... tfu... tzn. - wodospadu nie ma, ale i tak jest za...iscie ;)

Następuje zjazd, a raczej podjazd do Szklarskiej i do hotelu. Spakowanie i odjazd. Akurat, gdy wyjeżdżamy zaczyna siąpić deszcz.
Podsumowując - wypad bardzo udany, pogoda doskonała. Dużo jazdy, a i czas na wyjście do miejscowego lokalu oraz partyjkę bilarda też się znalazł. Czas wykorzystany w 100% należycie.
Na koniec panoramka.

tekst: Sławek
foto: Sławek, Marek

sobota, 2 lipca 2011

MTB w Złotowie

Wyścig całkowicie nieplanowany. Tylko dla wtajemniczonych. Dzięki przeciekom udało mi się jednak dowiedzieć co, gdzie i kiedy. Wyścig XC zorganizowany został przez złotowski LKS Drogowiec na znanej dobrze, nam miejscowym, trasie wokół amfiteatru.
Do ostatniej chwili nie mogłem zdecydować się, którego roweru użyć - mało wyścigowego Scott Aspect 20, czy Scott Scale 29 Comp. Ostatecznie z powodu błota postanowilem zaoszczędzić ulubionego twentyninera i pojechać na małych kołach Aspecta. Na plus przemawiała ich mała waga, używałem ich wcześniej w Scott Scale 50 w poprzednim sezonie. Niestety minusem był bieżnik. Race King 2.2 wedle opisu przeznaczone sąna suche warunki i twarde podłoże. Przekonałem się, że należy wierzyć opisom producenta. Koła buksowały, rower tańczył (całą noc poprzedzającą zawody padało). Pierwszy poślizg zaliczyłem po 30 metrach od startu, na pierwszym zakręcie. Nie zauważenie przeszkody bylo też spowodowane brakiem okularów, które zdjąłem z powodu wilgoci, a jako że posiadają szkła korekcyjne, zaparowują w takich warunkach momentalnie. Tak więc już od początku na pierwszym okrążeniu dałem z siebie wszystko na gonienie czołówki i nadrobienie strat. To spowodowało "zawieszkę" na drugim okrążeniu. Na trzecim sytuacja była ustabilizowana - dobrzy odjechali, słabsi zostali z tyłu i kolejne okrążenia pokonywałem samotnie.
Jeśli dodać, że moje przygotowanie było raczej kiepskie, całość zsumowała się na przecietną jazdę. II miejsce na podium w M1 mogę zawdzięczać tylko małej ilości startujących. Tak na tę chwilę wygląda sytuacja.
Zdjęcia poniżej w większośc dzięki Witowi Łańcuckiemu, któremu przy okazji dziękuję za nie i za doping na trasie.






 Poniżej na podium - ja z lewej strony (II), Andrzej z prawej (III).
SD