poniedziałek, 17 października 2016

Michałki MTB, czyli powrót do przeszłości



Maraton MTB Michałki w Wieleniu zawsze był jakiś inny. Może przez to, że wypadał na koniec sezonu? Może przez to, że niby bez większych przewyższeń i technicznie nieskomplikowany, ale potrafi umęczyć. Kiedy 10 lat temu zaczynałem się ścigać wybrałem tam dystans 57 km. Czyli średni (pozostałe to 30 km i 100 km). Szło mi też średnio. Dopiero w kolejnych latach specjalizacja w krótkich dystansach dała efekty również w Michałkach, gdzie na krótkim dystansie w kolejnych latach stawałem na wszystkich stopniach podium w swoich kategoriach wiekowych. W 40 urodziny pojechałem na 100 km i świetnie to wspominam, mimo że byłem tylko ósmy w kategorii.
Tym razem, po 4 latach nieobecności w Wieleniu i 2 latach bez ścigania, 24 września 2016 w sobotę stanąłem na starcie dystansu średniego 57 km. Na 100 km nie czułem się przygotowany, a na krótkim brakuje mi obecnie dynamiki do zajęcia dobrego wyniku końcowego, więc uznałem że chcąc poczuć klimat dawnych lat i żeby trochę się zmęczyć, dystans 57 km będzie w sam raz. Wraz ze mną, na starcie na tym samym dystansie, stanął Marek.
Pogoda dopisała idealnie. Na naszym dystansie wystartowało 151 zawodników. Postanowiłem jechać swoim tempem, jak na mocnym treningu i stopniowo przyśpieszać, tak aby pod koniec jechać mocno i szybko i na 100%. To było raczej dobre założenie, bo nie miałem kryzysów, a wynik mnie satysfakcjonował. Założyłem czas 2h 25m jako niezły, a wyszło 2h 24m 51s, czyli plan wykonany. Miejsce 41 open na 151 zawodników i 12 w kategorii na 41 zawodników. Biorąc pod uwagę, że nie trenuję już jak kilka lat temu, a i 6 kg więcej też nie pomaga i że przygotowania zacząłem 7 tygodni przed wyścigiem, to wynik jest wręcz bardzo dobry. Przynajmniej według moich prywatnych kryteriów.W końcu każdy sam zna najlepiej siebie samego i swoje ograniczenia.
W 2008 roku jechałem w tym wyścigu na tym samym dystansie. Teraz przegrałem sam ze sobą sprzed lat o 1 minutę i 31 sekund. Myślę, że mogę powiedzieć, że tylko o 1m31s. 
Na koniec nie można nie pochwalić organizatorów. Odbiór pakietów w biurze zawodów ekspresowy, oznakowanie świetne, a obsługa bufetów na trasie dawała z siebie wszystko. No i niezawodny redaktor Piotr Kurek, bez którego nie wyobrażam sobie tej, jak i kilku innych imprez MTB.

SD
foto: fotoMTB, Marek Dereszkiewicz, zrzut ekranu z filmu autorstwa W.Łangowskiego

wtorek, 16 sierpnia 2016

Słowiński Park Narodowy w jeden dzień

  14 sierpnia wrzuciłem rower do auta i wybrałem się na eksplorację Słowińskiego Parku Narodowego. Mimo, że bywam tam od ponad 20 lat, to udało mi się odnaleźć kilka miejsc, w których jeszcze mnie nie było.
Oprócz jeziora Gardno i Łebsko są też mniejsze jeziora, ukryte w leśnej dziczy...
A ponadto była jazda plażą, wjazd na górę Rowokół i wejście na wieżę widokową. Kilka godzin spokojnego kręcenia i wyszło tylko 40 km, ale za to bardzo urozmaiconych kilometrów.


Myślę, że jeszcze tam wrócę na rowerze, bo wciąż zostało sporo do odkrycia.

A na koniec coś z innej bajki. Wracając przez Słupsk zatrzymałem się w centrum handlowym, aby między innymi wypić kawę i coś zjeść. W pasażu znalazłem takie oto cudo. Zrobiłem zdjęcie, a nawet wsiadłem do środka. Można było poczuć się jak Marty McFly lub DR Emmet Brown :)


czwartek, 26 maja 2016

Maraton Pomorza Środkowego - Korzybie

Po 21 miesiącach nie wytrzymałem i stanąłem na starcie maratonu MTB. Korzybie - teren mniej więcej między Słupskiem, Polanowem i Sławnem. Tereny piękne - lasy, łąki, jeziora, wzgórza, a do tego słońce i około 25'C (tak na oko). Baza zawodów ze startem i metą na plaży - miejsce rewelacyjne. Do wyboru dystans 30 km i 60 km. Jako, że ostatnie 2 lata prowadzę mało sportowy tryb życia, wybrałem krótszy dystans, mimo że nie znoszę szaleństwa pierwszych kilometrów na trasach typu mini.
Spotkanie z Marcinem Hemperkiem





Na starcie w mojej grupie (amatorzy 30 km) stanęło 89 zawodników. Pierwszy kilometr wiódł ścieżką wzdłuż jeziora. Udało mi się w miarę szybko przedostać do czołówki. Miałem szczęście i obyło się bez wypadków i awarii. Byłem jednak świadkiem (po około 300 metrach od startu) jak dwóch zawodników zaczepiło się rowerami i wyglądało, jakby runęli z małej skarpy w stronę jeziora.
Mój czas to 1h10m56s, co dało mi 4 miejsce w M4 (do podium brakło 7 sekund) oraz 12 open. W sumie byłem pozytywnie zaskoczony, że jeszcze jako tako daję radę. Niestety nie ma wyników bez ciężkiej pracy. To nie była jazda jak kiedyś. To było dziwne odczucie, gdy podczas podjazdów, które kiedyś się przelatywało z rozpędu, musiałem młynkować lub z kręcić z mozołem na stojąco. Głowie wydawało się, że się da, ale nogi niestety już nie te.
Co do organizacji, to nie można się do niczego przyczepić. Trasa oznakowana rewelacyjnie, biuro zawodów sprawne z sympatyczną obsługą, a Domtel-Sport z wynikami jak zwykle w pełni profesjonalny.
Warto było znowu poczuć tę adrenalinę na starcie i to przyjemne zmęczenie po wyścigu. I satysfakcję, że wciąż jeszcze jakoś daję radę.

http://www.domtel-sport.pl/insidethecode/files/7032-pl.pdf

piątek, 8 kwietnia 2016

Po własnych śladach z przeszłości

Jakoś tak się złożyło, że kilka dni po świętach odwiedził mnie Andrzej. Jako, że nie miał roweru, pożyczyłem mu swój i ruszyliśmy w przejażdżkę, śladami dawnych treningów. Wyszło nam coś ok 55km w około 3h.








A po wszystkim mega pizza i bilans wyrównany ;)