poniedziałek, 30 listopada 2009

Scott Aspect 40 - test

Przed zakupem mojego nowego nabytku – Scott Aspect 40 (model z 2010 roku), szukałem w odmętach internetu jakichś recenzji, testów i tego typu podobnych informacji. Udało mi się znaleźć co nieco jedynie na jednej z wielu amerykańskich stron. Trzeba bylo zatem samemu cos napisać. Zatem od tego momentu polskie zasoby wzbogacają się o poniższy test Scott Aspect 40 2010.


Osprzęt
Nie będę na ten temat rozpisywał się dużo, gdyż każdy zainteresowany może zerknąć sobie na stronę producenta.
Jednak kilka własnych u wag i wniosków nie omieszkam wtrącić. Pierwsze co rzuca się w oczy to miłe dla oka malowanie. Żywe niebieskie elementy w połączeniu z bielą i czernią sprawiają, że rower wygląda elegancko, a i jednocześnie kompozycja nawiązuje do stylistyki maszyn xc. Druga rzecz to opony. Opony są wielkie, to jest pewne. Tak więc, gdy przyjrzawszy się z bliska zauważamy, że owe Schwalbe Black Jack są oponami 26x2.10 możemy zdziwić się nieco. Może nie tym, że 26 cali, ale owo 2.10..? Są tak wielkie, że można chyba by rzec, że są to koła 27 calowe. Określone przez producenta jako opony na uniwersalne warunki, w istocie takie są. Po asfalcie toczą się lekko, gładko i pomimo na pierwszy rzut oka agresywnego bieżnika, są beszelestne. Podobnie sprawa się ma na leśnych, bitych drogach. Problem zaczyna się w piachu i błocie. Łatwo wtedy stracić panowanie na rowerem. Ponadto są to opony wzmocnione, z warstwą antyprzebiciową. A jeśli dodamy, że to drutówki, wtedy waga jednej – ok. 940g (!)– przestaje dziwić. Amortyzator Suntur XCR zaskoczył mnie mile tym, że oprócz regulacji tłumienia, oferuje także blokadę skoku. Nie działa wprawdzie doskonale, przy podjazdach na stojąco odczuwa się lekkie stukanie, ale przy tej cenie nie można wymagać cudów.
Miłą rzeczą jest gięta kierownica, zaopatrzona w kolorystycznie dobrane biało czarne gripy.
Manetki przerzutek wyglądają nieco kosmicznie, ale działają płynnie i bez zarzutu. Również hamulce typu v-brake działają zaskakująco dobrze.

Jazda
Na stronie producenta możemy znaleźć informację, iż seria Aspect to tzw. ścieżkowiec. Zaznaczam: Aspect nie ma jeździć po górach, lecz w terenie. I jest to absolutna prawda.
Już po ruszeniu z miejsca pierwsze wrażenie jest takie, że oto możemy tak teraz jechać następne 500 km bez schodzenia z roweru. Sylwetka jest właściwe rekreacyjna. Na długich, płaskich prostych rower jest wręcz idealny. Dopiero, gdy musimy wykonać nagły skręt, lub / i szybki podjazd wtedy widać, że nie jest to maszyna do XC. Waga i geometria robią swoje. Sytuacja zmienia się, gdy odwrócimy mostek. Aspect robi się żwawy i namawia właściciela, aby ten zjechał z drogi i wjechał na krętą ścieżkę. Przedtem polecam jednak zmienić opony, na takie które trzymają się lepiej mokrego i/ lub piaszczystego podłoża. Po dwóch godzinach jazdy w urozmaiconym terenie wciąż jest wygodnie. Plecy nie bolą, kark też nie sprawia problemów. Mogę więc z całą pewnością stwierdzić, że Aspect jest idealny dla początkujących maratończyków. Dlaczego początkujących? Ano dlatego, że ci doświadczeni mogą narzekać na wagę niektórych elementów oraz ich klasę. Z tym jednak nie powinno być problemu, gdyż po lekkim up grade sprzętu możemy zrobić z Aspecta pożeracza kilometrów długodystansowych maratonów. Dodam jednak, że z pewnością sprawdzi się lepiej na tzw. płaskich maratonach. Na podjazdach nie będzie tak żwawy jak np. Scale. Za to bardzo pewnie będzie się prowadził na długich zjazdach. Gięta kierownica i wyprostowana sylwetka sprawia, że można czuć się bezpiecznie. Ale przedtem wymieńmy jednak Black Jacki na coś, co pewniej trzyma się podłoża...

Podsumowanie
Aspecta zakupiłem, aby służył mi jako rower treningowy oraz ewentualnie jako rower wycieczkowy w okresie letnim. Być może nawet wybiorę się nim na jakiś płaski wielkopolski maraton. Przyjemność z jazdy, sprzęt markowy, cena umiarkowana, uniwersalizm. W tym przypadku owe 1590,00 PLN to jedna z moich lepszych inwestycji.

Rider

Zdjęcia: Marek Dereszkiewicz

czwartek, 19 listopada 2009

Podsumowanie sezonu 2009

Za oknem listopadowe deszcze niespokojne, zatem zamiast kolejnej relacji z zawodów, tym razem czas na podsumowanie sezonu 2009. Czy plan został wykonany? Czy są postępy? O tym poniżej. Jedno jest pewne – wszystkie (no prawie wszystkie) jazdy dały mi wiele radości i satysfakcji, a o to chyba w tym chodzi. No i na pewno jestem mądrzejszy i kilka doświadczeń i wiem nad czym popracować, aby kolejny sezon był jeszcze bardziej udany.

Treningi i wyścigi

Mniej więcej rok temu, chyba też w listopadzie, postanowiłem iż rok 2009 będzie dla mnie rokiem startów w kilku maratonach giga oraz próbie uzyskania jak najlepszego miejsca w Gryf Maraton MTB. To pierwsze założenie wynikało z chęci sprawdzenia się. W czwartym sezonie ścigania wypadało w końcu pościgać się na dystansach 100 km i więcej. Z kolei cykl Gryfa to geograficznie, a co za tym idzie logistycznie i finansowo jedyny dla mnie dostępny cykl maratonów MTB, gdzie mogłem wziąć udział we wszystkich edycjach, bez większego uszczerbku na zawartości portfela. Poza tym to rzeczywiście jedyny tego typu cykl w północno – zachodniej Polsce. Inne imprezy są zlokalizowane albo głęboko na południu albo są rozrzucone po całym kraju, jak np. Skandia. Po trzech latach doświadczeń w Gryfie i trzech obecnościach na podium na dystansie 30 km w sezonie 2008 mogłem poczynić pewne założenia. Plan był taki: miejsce w pierwszej szóstce w generalce w kategorii M3 oraz w pierwszej dziesiątce w klasyfikacji generalnej open. Miejsca w poszczególnych edycjach liczyły się mniej, chodziło o to, aby strata do zwycięzcy poszczególnych edycji nie była zbyt duża. To oraz systematyczność w zajmowaniu miejsc w czołówce wystarczy, aby znaleźć się w miarę wysoko w klasyfikacji generalnej. Mogę powiedzieć, że bywało raz lepiej, raz gorzej, ale udało mi się ukończyć każdą edycję w miarę przyzwoitym czasie, co ostatecznie dało mi w klasyfikacji końcowej szóste miejsce w M3 oraz dziewiąte w open. Plan zatem został wykonany. Szkoda jedynie, że w przeciwieństwie do finału 2008, w tym roku dekoracje finalistów dotyczyły pierwszych trójek oraz zabrakło dekoracji pierwszej dziesiątki. Niby nic, ale jednak... No, ale powiedzmy, że to przez wszechobecny „kryzys”.
Pierwszy w tym sezonie oraz w ogóle życiu dystans giga przejechałem w kwietniu w Murowanej Goślinie podczas Powerade Bikemarathon. Dystans wyniósł 116 km. Przejechałem go bez większego wysiłku, gdyż z obawy przed wyczerpaniem zbyt ostrożnie rozłożyłem siły. Wbrew pozorom podczas wyścigu nie jest to takie proste i wymaga doświadczenia. No, ale za to był ten pierwszy raz z giga. Kolejny pierwszy raz, również w tym samym cyklu, zaliczyłem w Głuszycy, dokąd niespodzianie dla siebie samego zdecydowałem się w ostatniej chwili wyruszyć. Teraz były tym góry. To także było potrzebne doświadczenie. Chyba wypada w końcu zaliczyć maraton MTB w górach, skoro uprawia się dyscyplinę pt. kolarstwo górskie? Tam, podobnie jak w Murowanej Goślinie, pojechałem dla sprawdzenia się w czymś dla mnie nowym. Miejsce było mniej istotne, ostatecznie ukończyłem wyścig w około połowie stawki.
Na pewno są to całkiem odmienne wrażenia od ścigania się po lasach północno – zachodniej Polski. W górach rzeczywiście mamy do czynienia z kolarstwem górskim, na naszych terenach nazwałbym to kolarstwem terenowym (termin przełajowe jest już zarezerwowany dla osobnej dyscypliny).
Oprócz maratonów wziąłem też udział w kilku edycjach Pucharu Wielkopolski w XC. Sama dyscyplina, nie dość że wymagająca siły i kondycji, to w Wielkopolsce stoi na wysokim poziomie. Za każdym razem wyścigi kończyłem w około pierwszych 25-30% stawki, co i tak jest niezłym wynikiem. Co do XCMTB, to trzeci rok z rzędu wziąłem także udział w eliminacjach w Mistrzostwach Kolarstwa Górskiego dla woj. Wielkopolskiego z cyklu Family Cup. Podobnie jak przed rokiem zająłem III miejsce.
Pod koniec sezonu, w październiku, postanowiłem na chwilę wrócić tego co mi wychodziło najlepiej w 2008 roku czyli startów na dystansach 30-35 km. Miał to być test, czy w roku 2010 zająć się tym ponownie. Próba odbyła się w Wieleniu, dokąd początkowo wcale nie planowałem jechać. Jednak słoneczna pogoda oraz chęć sprawdzenia się sprawiły, że stanąłem na starcie. Na około 140 zawodników w klasyfikacji open zajął siódme miejsce, a swojej M3 miejsce drugie. Zatem całkiem nieźle. Nie wiem dlaczego akurat tak się dzieje.
Wiem za to jakie błędy popełniłem. Od wczesnej wiosny było zbyt wiele startów i zbyt mało regeneracji. Wyścigi były co tydzień, a czasami nawet sobota i niedziela. Gdybym zawodowcem to OK. Sztab trenerów, masażystów, lekarzy, dietetyków nie pozwoliłby mi się wykończyć. Niestety amator, który poza treningami i wyścigami musi co rano wstać do pracy, łatwo może przedobrzyć. Właśnie ten nadmiar doprowadził do tego, że od około połowy maja wystąpiły u mnie wszystkie objawy przetrenowania, które utrzymywały się przez cały sezon. Zatem nauka nr. 1 na przyszły rok: jeździć mniej, wygrywać więcej. Przetrenowanie wpłynęło także na późniejszą liczbę treningów oraz liczbę przejechanych kilometrów. Rok 2009 jest dla mnie pod tym względem wyjątkowo słaby – niecałe 7 tys od stycznia do chwili obecnej.
To nad czym muszę mocno popracować to także technika jazdy. Obecny poziom umiejętności oceniłbym w skali od 1 do 10, na około 3. W wyścigach XC słaba technika oznacza nawet około 40 sek na okrążeniu. Okrążeń bywa 6 do 8. Łatwo obliczyć sobie różnicę czasów między zawodnikami o takim samym stopniu wytrenowania, ale o dużej różnicy w umiejętnościach prowadzenia roweru w trudniejszym terenie, pokonywaniu przeszkód, brania zakrętów itp. Nauka nr 2: ćwiczyć technikę jazdy!

Sprzęt

W ciągu ostatniego roku trenowałem na dwóch rowerach: Scott Scale 50 z 2009 roku i trzyletnim Treku 4300. W zawodach startowałem na tym pierwszym. Ostatnio Treka zamieniłem na rzecz kolejnego Scotta, tym razem Aspect 40 z 2010 roku, ale o tym będzie osobny wpis. Scale sprawdził się w 100%. W ciągu roku czyniłem jedynie bieżące konserwacje, typu smarowanie. Przerzutka tylna XT Shadow nie wymagała zakręcenia nawet jedną śrubką i działa idealnie. Sam rower nie jest zbyt lekki (12 kg) i wyposażony jest w opony Continental Mountain King 2.2, które nie dawały mi małych oporów, ale za to miałem pewność, że dadzą radę i w górach i w piachach. Solidne i w sam raz na długie dystanse w zmiennych warunkach. To samo można powiedzieć na temat samego Scale’a. W przyszłym roku zostanie jednak wyposażony przeze mnie w opony do szybszej jazdy, ale i dystanse będą mniej „epickie”. Dobrym posunięciem była wymiana siodełka na Selle Italia, lżejsze i wygodniejsze od fabrycznego. To samo w temacie gripów: na rzecz fabrycznych założyłem Setlaz Armor. Duży komfort, pewny chwyt i nazwa jakoś tak pasująca do charakteru mojego Scotta...
Drużyna

Od tego sezonu, wraz z Markiem, przystąpiliśmy do LKS Drogowiec. Szkoda, że z pozostałymi mastersami nie udało się ustalić wspólnego programu startów, tak abyśmy mogli w wybranym cyklu wziąć udział w klasyfikacji generalnej. Do tego potrzeba zazwyczaj około czterech zawodników.
Nie każdy pewnie sobie zdaje sprawę, ale fakt jeżdżenia z logo kilku sponsorów w zasadzie nic nie oznacza, gdyż dofinansowywani są młodzi kolarze, zaś mastersi muszą sobie radzić sami w kwestii serwisu, opłat startowych itp. Oczywiście bardzo dobrze, że młodzież ma wsparcie ze strony sponsorów, jednak ja rozważam zmianę koszulki na taką, gdzie nie będę nikomu robił darmowej reklamy. Pozytywnym wyjątkiem od tej reguły, jest w tym przypadku fakt, że przynajmniej firma w której pracuję zasponsorowała zakup stroju dla mnie i Marka, dlatego też znak lill-Sport jest jak dla mnie naprawdę zasługującym na swoje miejsce logo na koszulce i spodenkach.

Sezon 2010

Więcej jeździć. Poprawić technikę. Zwiększyć moc i umiejętności szybkościowe. Nie przetrenować się. Stawiać na krótsze dystanse. I wciąż cieszyć się każdą chwilą na rowerze.
Rider

piątek, 23 października 2009

Sztafeta w Pile 17.10.2009

17 października na zaproszenie Piotra Nowackiego - trenera UKS Sportowiec z Piły - miałem okazję uczestniczyć w sympatycznej imprezie.

Każdego roku w październiku, w/w klub organizuje na zakończenie sezonu imprezę, na której oprócz ogniska z pieczonymi kiełbaskami, kawy i pączków, można się także pościgać.


Do Piły zdecydowałem się dojechać rowerem. Oczywiście polami i lasami. W Krajence dołączył Kazik Kowalski i jechaliśmy dalej. Na liczniku miałem około 37 km, gdy przyszło się ścigać. Wylosowano 9 czteroosobowych druzyn. Nasza druzyna nr 8, oprócz mnie stanowili dwaj zawodnicy pilskiego Kameleon Team oraz Michał Nowacki z UKS Sportowiec. Po mojej pierwszej zamianie bylismy na drugim miejscu. Do samego końca trwała zażarta walka i ostatecznie skończyliśmy na trzecim stponiu podium. Kolejny puchar do kolekcji na pamiątkę.

A później jeszcze tylko niemal 40 km poprzez lasy...

Podziękowania dla organizatorów za zaproszenie i miłe przyjęcie oraz świetnie zorganizowaną imprezę.

Link do relacji UKS Sportowiec: http://sportowiec.pila.pl/akt_142.html

Link do galerii: http://picasaweb.google.pl/iwanowski.piotr/SztafetaKolarska09#

S.

Wągrowiec - PW w XC 10.10.2009

Dla porządku należy wspomnieć o ostatniej edycji Pucharu Wielkopolski. Impreza odbyła się w Wągrowcu 10 października. I Marek i ja wystartowaliśmy w kategorii M3. Miejsca to odpowiednio 14 i 8.
W klasyfikacji generalnej zająłem 13 miejsce, startując w 4 z 7 edycji.

Tekst: Sławek

Foto: TD

poniedziałek, 28 września 2009

Maraton Michałki w Wieleniu - 26.09.2009

Ostatnia sobota - 26 września - była całkiem udanym dniem. I to nie tylko ze względu na słoneczną i upalną pogodę oraz to, że mogłem pościgać się podczas maratonu MTB Michałki w Wieleniu, ale przede wszystkim ze względu na udany rezultat tego ścigania – II miejsce w kategorii M2.


W tym roku wraz z Markiem startowaliśmy na dystansie 30 km. Okazało się, że dystans ten miał całkiem mocną obsadę, a i frekwencja około 140 zawodników wskazywała na to, że nie będzie lekko. Już podczas pierwszych 3 km, gdy trasa biegła po asfalcie, a prędkość oscylowała granicach 40 - 45 km/h, można było mieć problemy z utrzymaniem tempa. Mi udało się dotrzeć do czuba peletonu dzięki rozprowadzeniu Marka, przez co w las wjechałem wraz z czołową grupką. Potem pozostało już tylko jechać co sił w nogach i płucach.
Ostatecznie zająłem drugie miejsce w M3 z czasem 1:02:57, ze stratą niecałych 3 minut do Rafała Łukawskiego z Corratec Team. Marek zjawił się na mecie 4 minuty później zajmując w kategorii M2 miejsce 8.
Sławek

czwartek, 17 września 2009

Gryf Maraton MTB VI - Szczecin 13.09.2009

VI edycja Gryf Maratonu MTB 2009 przeszła do historii. Ja zapamiętam ją jako najbardziej błotnistą edycję. W połowie pierwszej z dwóch rund zaczął padać deszcz, ale solidnie rozpadało się podczas drugiego okrążenia. Ścieżki pokryły się śliskim błotem, a mokre kamienie i korzenie urozmaicały jazdę. Ponieważ zdawałem sobie sprawę, że w klasyfikacji końcowej nie zmieni się wiele, nastawiłem się więc na dotarcie do mety powoli, ale w całości. Tym sposobem zająłem 11 miejsce w M3. Jednak w tym sezonie ważniejsza była dla mnie końcowa klasyfikacja generalna po 6 edycjach.
Czas na trochę statystyki po 6 edycjach Gryf MTB. W końcowej klasyfikacji generalnej open znalazło się 568 zawodników, z których 404 zebrało punkty. W mojej kategorii M3 sklasyfikowano 224 zawodników, a 123 z nich zebrało punkty do klasyfikacji końcowej. W kategorii M2 było to odpowiednio 259 i 114 zawodników.

Na koniec podsumowanie całego cyklu w klasyfikacji generalnej:

Sławek – 6 miejsce w M3, 9 miejsce w generalnej open – 2446,28 pkt
Marek – 9 miejsce w M2, 27 miejsce w generalnej open – 1980,26 pkt

Przed sezonem startowym moim planem co do klasyfikacji końcowej było zajęcie miejsca w pierwszej dziesiątce w klasyfikacji generalnej open oraz w pierwszej szóstce w mojej kategorii wiekowej M3. Można zatem uznać, że plan został wykonany.

Sławek

środa, 16 września 2009

Szosowe Mistrzostwa Piły - 12.09.2009

Ponizej relacja Marka z szosowych mistrzostw Piły.

Mistrzostwa Piły w kolarstwie szosowym- jazda indywidalna na czas 12.09.2009.

W imprezie brali udział kolarze LKS Drogowiec Złotów: Andrzej Karłowicz, Zbigniew Betscher, Bogusław Manikowski, Irek Gabrych (kategoria mtb) i ja. Łącznie wystartowało 64 zawodników.
Udział w zawodach był dla mnie debiutem, gdyż zaledwie od tygodnia zacząłem jeździć na „szosówce”. Lubię ten rodzaj dyscypliny, w tym duże prędkości dlatego postanowiłem wziąć udział w zawodach w Pile. Impreza dobrze zorganizowana, sympatyczna atmosfera i rywalizacja na wysokim poziomie- tak mogę w skrócie scharakteryzować „czasówkę”.
W mojej kategorii zająłem 18 miejsce na 25 zawodników. Nie jest to może rewelacyjne osiągnięcie, ale warto było brać udział w pilskich mistrzostwach. Trzeba zacząć więcej trenować na szosie…
Więcej informacji na stronie UKS Sportowiec Piła
http://sportowiec.pila.pl/akt_136.html
Marek

środa, 19 sierpnia 2009

Gryf Maraton MTB - Barlinek 16.08.2009

Za nami 5 z 6 edycji Maratonu Gryfa Pomorskiego. W ostatni weekend ścigaliśmy się w Barlinku. Trasa zapowiadana jako szybka i płaska, dała się we znaki zwłaszcza na dystansie, na którym oprócz mnie startował także Marek i Wiesław Fidurski. Z zapowiadanych 75 km wyszło 82,4 km, a ostatnie 15 km z mnóstwem zjazdów i podjazdów oraz błota i kolein przy około 30’C upale skutecznie umęczyły zawodników.
Nasze czasy i miejsca w klasyfikacji open oraz w kategoriach:

18. Sławek – czas 3:52:50 - 6 (lub 7?) miejsce w kategorii M3
38. Wiesław Fidurski – czas 4:10:44 - 6 miejsce w kategorii M5
46. Marek – czas 4:21:33 - 10 miejsce w kategorii M2

Przypomnę, że cykl Gryf Maraton MTB składa się z sześciu edycji. Po piątej edycji w Barlinku jestem sklasyfikowany na 5-ej pozycji w klasyfikacji generalnej open oraz na miejscu 4-ym w mojej kategorii wiekowej M3. Biorąc pod uwagę setki sklasyfikowanych zawodników, wynik ten uważam za bardzo dobry. Pozostała jeszcze edycja VI, która odbędzie się 13-ego września w Szczecinie.



Sławek

wtorek, 4 sierpnia 2009

MTB Marathon#7 - Głuszyca - 1.08.2009

Jak dla mnie 2 x pierwszy raz, czyli:

1. w końcu pierwszy górski maraton MTB

2. zaliczony pierwszy "tysiecznik" (Wielka Sowa - 1015 m npm)

Tym razem nie miało być zaciekle i super wyścigowo, ale chodziło p oprostu o pokonanie bardzo wymagającej trasy, której juz samo ukończenie było sukcesem. Wielu zawodnikom nie udalo się tego dokonać ze względu na usterki sprzętu, wypadki lub krańcowe zmęczenie, któremu sprzyjał około 30'C upał.

Klasyfikacja. Na dystansie mega startowało około 350 zawodników. Najlepszy czas to 02:46, a najgorszy 07:49. Trasa o długości około 57 km.

ja - 131 open / 42 w M3, czas - 4:22:14

Marek - 135 open / 59 w M2, czas - 4:24:18






Nizej, po zawodach. Marek i Andrzej Kaiser.
Linki do relacji:

http://news.bikeworld.pl/rower/artykul/5125/Maraton.w.Gluszycy/

http://www.mtbnews.pl/content/view/1396/1/

Sławek

poniedziałek, 27 lipca 2009

Metropolia MTB Maraton I - Bydgoszcz 12.07.2009

Pierwsza edycja nowego nowego cyklu. I to niedaleko, bo w Bydgoszczy. Wpisowe, symboliczne 20 zł, natomiast organizacja, bufety, posiłek regeneracyjny jak na wszystkich porządnych tego typu imprezach.

Oprócz mnie, ze Złotowa przyjechali Arek Nowacki (M1) i Irek Gabrych (M2) oraz Kazik Kowalski z Krajenki (M5). Ja oczywiście w kategorii M3. Tym sposobem obstawiliśmy prawie wszystkie kategorie wiekowe.

Na starcie zawodnicy rozstawieni zostali w sektorach w-g kolejności zgłoszeń, dzięki czemu Kazik miał najlepiej z nas, stojąc w pierwszej lini. Na ok 240 zawodników mi przypadł nr 143, co oznaczało miejsce startowe w około środku grupy.

Trasa o długości ok 55 km była w ok 1/3 mocno interwałowa, dzięki czemu stawka się rozciągnęła. Na około 38 km doścignąłem i prześcignąłem Arka, ktory chyba przesadził z mocnym tempem na początku, a ok 5 km przed metą Irka, który postąpił podobnie. Na mętę wpadłem około pół minuty za Kazikiem.

Ostatecznie zajęliśmy miejsca jak ponizej w kat. open na około 240 starujących. Ja w M3 zająłem miejsce 16.

38 - Kazik (pierwszy w M5)
43 - ja
53 - Arek
56 - Irek

czwartek, 2 lipca 2009

Mistrzostwa Piły MTB - 27.06.2009

W sobotę 27 czerwca wybraliśmy się niedaleko, na Mistrzostwa Piły w Kolarstwie Górskim.

Wyniki nie były moze rewelacyjne, ale czas spędzony był sympatycznie, a do tego w loterii wygrałem niezły licznik Sigma 1200.

W kategori M3 startowałem ja, Marek oraz Andrzej. Na 15 zawodników zajęliśmy odpowiednio, 7, 9 oraz 15 miejsce.


Poniżej kilka zdjęć:


wtorek, 23 czerwca 2009

Gryf Maraton IV edycja 2009 - Szczecin

Gdy patrzyłem co się działo na trasie IV edycji Gryf MTB oraz słuchałem już po wyścigu wrażeń innych zawodników, naszły mnie pewne refleksje. Co powiecie słysząc, gdy naprawdę dobry zawodnik mówi, że miałby super czas, ale... I tutaj mamy: ale źle skręciłem, bo nie zobaczyłem znaku; ale urwałem łańcuch; urwałem przerzutkę; trasa była źle oznakowana itp., itd. Poniższe przemyślenia to moje obserwacje w czwartym sezonie ścigania się. Wiem, że są zawodnicy z o wiele większym stażem i być może mieli by inne zdanie. Jakby nie było każdy ma prawo do swojego. Zatem...

Maratony MTB i zawody MTB XC różnią się od siebie. Wie o tym każdy, kto chociaż trochę zainteresował się tą dyscypliną, że o zawodnikach nie wspomnę. Mamy zatem tak podstawową różnicę jak ta (przypomnę dla niewtajemniczonych), że w XC ścigamy się po rundach ok 2 do 4 km, trasa jest bardziej techniczna i interwałowa i wymaga innego rodzaju wysiłku – w uproszczeniu; krócej, ale mocniej. W MTB XC trasa jest oznaczona i otaśmowana niemal na całej długości, tak więc nie sposób się zgubić. Zwłaszcza, że w polu widzenia poruszają się wciąż inni zawodnicy – za nami, przed nami. Kto wygrywa w XC? Na pewno zawodnik najlepiej przygotowany kondycyjnie + troszkę taktyki. Wysokiej klasy sprzęt może być pomocny. I tutaj dochodzę do moich spostrzeżeń jak XC ma się do maratonu MTB. Jakie elementy składają się na sukces?

1. Przygotowanie kondycyjne, czyli tzw. forma. Bez tego elementu nie można liczyć na wysoko punktowane miejsce. To oczywista oczywistość, więc nie będę się pastwił nad tym punktem.

2.Taktyka, czyli użycie nie tylko siły mięsni, ale czegoś równie ważnego, a nawet najważniejszego, czyli mózgu. Rozsądne rozłożenie sił na wysiłek trwający od 2 do 4 lub więcej nawet godzin. Trzymanie się zawodników, z którymi rywalizujemy. Wiedzieć, kiedy jechać w grupie i z kim, a kiedy i jak odjechać, zostawiając towarzystwo za sobą.

3. Uważność. Uważamy na znaki na drzewach, taśmy; na to czy mamy zapas płynów, czy należy go uzupełnić na kolejnym bufecie; czy nie robimy przekosów łańcucha; uważamy na koło jadącego przed nami i na gałąź nad nami, która może w najlepszym przypadku zerwać kask z głowy. Także na gościa za nami, który przy naszym najlżejszym zahamowaniu może wjechać na nas z tyłu. Jednym słowem uważamy na całą masę drobiazgów, gdyż przeoczenie jednego może zakończyć naszą radosną wyścigową jazdę.

Podsumowując: o ile zawody MTBXC uważam za trudniejsze wyzwanie pod kątem sportowym, biorąc pod uwagę przygotowanie kondycyjne i technikę jazdy, o tyle maratony wymagają większego przygotowania planu działania i dbałości o detale. Należy wcześniej rozegrać w głowie różne możliwe warianty i sytuacje.

A jak poszło mi tym razem w Szczecinie? Średnio. Najwyraźniej w tym sezonie zrobiłem jakiś błąd. Po kryzysie formy, który nadszedł około miesiąc temu, przez ostatni czas starałem się zbytnio nie forsować treningami, aby nie zniszczyć resztek rzeczonej formy. Wiadomo jednak, że ograniczeniem liczby treningów tejże formy się nie zbuduje. Pierwsze z dwóch 37 km okrążeń pokonałem względnie szybko w czasie 1:43, który dałby mi dawał mi drugie miejsce w M3 na dystansie 37 km, gdybym wcześniej zdecydował się na ten właśnie dystans. Niestety w tym sezonie zachciało mi się walczyć w klasyfikacji generalnej, a tu trzeba jechać dystanse maksymalne. Problem zaczął się na początku drugiego okrążenia. Tu dał znać o sobie brak wyjeżdżonych w ostatnim czasie kilometrów. Nadszedł mianowicie kryzys. Miałem nadzieję, że jak to bywa po około 15 minutach minie. Niestety był to mega kryzys. Dawno mi się nie zdarzyło, abym pod podjazdy strome, ale możliwe do wjechania wchodził na piechotę. Do tego w takich momentach, przy zmianie pozycji dodatkowo zaczynały łapać mnie skurcze w uda i łydki. Widziałem jak na delikatnym podjeździe, który normalnie pokonałbym 20-30 km/h moja prędkość spada do 8 km/h. W połowie drugiej rundy rozpadało się i wszyscy mieliśmy jeszcze błotko. Dzięki temu zaliczyłem już prawie zapomnianą przeze mnie atrakcję, czyli OTB na najbardziej stromym zjeździe na trasie. Ubłocony, ale zadowolony z tego, że dotarłem jednak cały na metę, zająłem 8 miejsce w M3 z czasem 3:54.

Po 4-ej z 6-iu edycji zajmuję 8 miejsce w klasyfikacji generalnej open oraz 6 miejsce w M3. To nawet nieźle, biorąc pod uwagę liczbę zawodników, bodaj około 100 w kategorii i kilkuset w open.

Marek w kategorii M2 zajął miejsce 17 z czasem 4:04.

Kolejna edycja Gryf MTB odbędzie się 16 sierpnia w Barlinku. Jest czas na regenerację i przemyślenia.

Poniżej zdjęcia.

Sławek