poniedziałek, 19 maja 2014

LIGA PÓŁNOCY #1 - JAROMIERZ

Mieszkańcy pogranicza Pomorza i Wielkopolski mogą być zadowoleni. Zwłaszcza ci lubiący starty w maratonach MTB. Wreszcie zapełniona została biała plama wyścigów między okolicami Szczecina, Gdańska i Poznania. Ruszył nowy cykl – Liga Północy. Składa się z czterech wyścigów: pierwszy, który odbył się wczoraj to Jaromierz k/Człuchowa, kolejne to Debrzno (29.06), Szczecinek (20.07), a na koniec ścigamy się u organizatorów (BTC – Bike Team Człuchów) w Człuchowie (21.09).
Po wczorajszej imprezie można śmiało polecić kolejne edycje. Mimo, że wyścig lokalny i kameralny, to organizacyjnie nie można się do niczego przyczepić. Pomiarem czasu zajęła się firma Domtel Sport, a oznakowanie trasy było wzorowe.


Sama trasa to początkowo szerokie leśne i polne dukty, które po nocnej ulewie zasysały rowery i fundowały kolarzom kąpiel błotną. Po około 15 km rozpoczął się ciekawy, kilkukilometrowy singiel koło jeziora. Pierwszy znajd w dół mógł być zaskakujący. Dla mnie był. Chwila zawahania, przyhamowanie i już leciałem przez kierownicę, a rower za mną, nade mną… Jakoś nieszczęśliwie z impetem wylądował na mojej lewej łydce. Od tego momentu ledwo jechałem, a depnięcie w pedałach na stojąco stało się niemożliwe. Tu trzeba dodać, że zdecydowanie lepiej na tej trasie radziłyby sobie opony na błoto. W górę, w dół, przez strumień, błoto, znowu w górę i w dół i jeszcze więcej błota – tak wyglądały kolejne kilometry. Błotniste, ostre podjazdy musiałem w sporej części podprowadzać, gdyż Race Kingi po prostu buksowały, kręciły się w błocie. W końcu nastąpiła chwila wytchnienia, kilka kilometrów prostych przez łąki, lasy i wioski i nastąpił rozjazd. Dystans mega miał powtórkę +20 km najciekawszego fragmentu trasy. Jeśli ktoś jak ja wybrał mini, to gnał już prosto do mety. Ostatnie kilometry to szybka prosta po drodze z płyt przez las. Przejazd przez most i ostatnie kilkaset metrów. Na moim liczniku wyszło coś około 41 km.
Całe szczęście, że organizatorzy zadbali, aby na mecie był wóz OSP, bo przejeżdżając linię mety wyglądałem i czułem się tak, jakbym wytarzał się w kałuży. Dzięki strażakom w 3 minuty i ja rower wyglądaliśmy już jako tako. Wkrótce do węża utworzyła się kolejka.
Jakimś cudem mimo wywrotki i kontuzji zdobyłem I miejsce w M4 (4 open).
Za I miejsce dostałem statuetkę i... słoik ogórków. II miejsce - Andrzej Tomas.
Szkoda, że tego samego dnia odbywało się sporo innych tego typu imprez np. na Pomorzu w Bytowie – Bytowski Rodzinny Maraton Rowerowy. Mieszkańcy Wielkopolski dzień wcześniej skupili się na maratonie w Obornikach, a w niedzielę w Sulechowie. Tak więc na starcie mieliśmy 45 osób na dystansie Mini (45 km) i 22 osoby na mega (65km). Dekoracja odbyła się więc szybko i sprawnie, a zwycięzcy w kategoriach oprócz pamiątkowej szklanej statuetki, dostali słoik ogórków „Najlepszy Ogór Pomorza”. 

Brak komentarzy: