Jak to zwykle bywa największą popularnością cieszył się dystans Mega, tutaj liczący 52 km. Na starcie stanęło niemal pięćdziesięciu zawodników. Z dystansem Giga, gdzie do pokonania było ponad 70 km, postanowiło zmierzyć się jedynie około dwudziestu kolarzy. Na liście startowej byli kolarze zarówno z Pomorza i Wielkopolski jak i z okolic Warszawy. Gęsto było od zawodników Corratec Team. Złotów reprezentowany był przeze mnie, Marka i Irka Gabrycha. Na starcie pojawił się także reprezentant Lipki – Wit Łańcucki.
Od samego początku udało mi się trzymać ścisłej czołówki. Ostatnie 15 km jechałem w czteroosobowej grupie. Dzięki równemu rytmowi i dobrej współpracy mieliśmy niezłe tempo. 10 km przed metą pędziliśmy przez las około 40 km/h! Czułem się mocno i miałem odpowiedni zapas sił na walkę na finiszu. Gdy, około 1 km przed metą, zacząłem zbierać się do ataku poczułem, że w tylnym kole właśnie niemal całkowicie zeszło mi powietrze. Zaprawdę, gówno... Chyba prawie każdy wie, że jest niemożliwością jechać pełną szybkością bez powietrza w oponie. Tym sposobem 500 metrów przed metą oglądałem plecy rywali, gdy rozgrywali między sobą finałową walkę. Gdyby nie ten pech mogło być trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej i drugie w kategorii. A tu pechowa guma zabrała te sekundy. Czwarte miejsce w kategorii M3 i szóste w klasyfikacji generalnej to nie to na co liczyłem. To klęska.
Pecha miał także Irek, który również złapał gumę, ale wcześniej, bo mniej więcej w połowie dystansu. To również kosztowało go cenne minuty. Nawet więcej minut. Następnym razem na pewno będzie miał zapasową dętkę. I pompkę.
Nasze wyniki z maratonu MTB w Wałczu wyglądają następująco:
Sławek – czas 1:35:21 - 6 miejsce w klasyfikacji generalnej, 4 miejsce w kategorii M3
Marek – czas 1:39:28 - 9 miejsce w klasyfikacji generalnej, 3 miejsce w kategorii M2
Irenek Gabrych – 1:56:33 - 31 miejsce w klasyfikacji generalnej, 11 miejsce w kategorii M2.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz