poniedziałek, 28 czerwca 2010

Gary Fisher Cobia - test

Kilka dni temu miałem przyjemność przetestować w końcu 29era. Konkretnie był to Gary Fisher Cobia. Tutaj podziękowania należą się Piotrowi Nowackiemu z Piły, właścicielowi sklepu i serwisu www.kolarz.pl/ i jednocześnie przedstawiciela marki Trek / Gary Fisher w naszym regionie.

Na początku zaznaczę, że poniższa recenzja to wrażenia użytkownika 26 calowca. Konkretnie na co dzień jeżdżę i trenuję na Scott Aspect 40, a ścigam się na Scott Scale 50, dlatego też te modele są dla mnie punktem odniesienia.

Do tej pory, ostatnie 3 lata, jedynie czytałem na wielu forach o różnicach, zaletach i wadach. Wypowiadali się przeciwnicy i zwolennicy, użytkownicy i teoretycy. W końcu sam mogłem spróbować jak to jest.

Pierwsze wrażenie po usadowieniu się w siodełku, to.. oczywiście – „Ale wielkie koła!” Natomiast kilka chwil po ruszeniu, druga myśl – „Ależ on szybki”. Jadąc po asfalcie, niewielki nakładem sił Cobia sunie wiele szybciej niż standardowy MTB. Na pewno jest w tym duża zasługa opon – wąskich Bontrager 2.0. Te niestety nie sprawdziły się w terenie, w luźnym piachu. Rower prawie stawał w miejscu. Dla porównania Continental Race King 2.2 w takim samym piachu idą naprzód jak czołg. Skoro jesteśmy w terenie – rzeczywiście 29er pochłania wiele nierówności i po prostu sunie naprzód z siłą spokoju. Na hardtailu 26 po kilkunastu kilometrach leśnej drogi, pełnej korzeni i zrytej momentami przez leśnych ludzi, można być lekko „wytelepanym” i ogólnie zniechęconym do tej formy rekreacji. Cobia zapewnia wciąż przyjemność z jazdy.

Postanowiłem także sprawdzić sprzęt na złotowskiej trasie XC, gdzie rozgrywane są m.in. zawody z cyklu Thule XC. Okazało się, że Cobia płynnie pokonuje wszelki zakręty, świetnie radzi sobie na zjazdach, płynie siłą rozpędu pod lekkie podjazdy, ale… Niestety zawsze jest jakieś „ale”. Na stromych, twardych podjazdach wymaga siły i energii, aby jakoś się wtoczyć. Tu zdecydowanie wygrywa Scale, który jednak jest specjalnie stworzony do tego typu terenu, więc nie ma się co dziwić.

W mieście Cobia także czuje się jak ryba w wodzie (notabene – cobia to rodzaj ryby). Zgrabnie przemyka między innymi użytkownikami ruchu, robiąc to płynnie i z gracją. W ogóle jedna z głównych cech, rzucających się w oczy, po przesiadce z 26 calowca, to spokój i brak nerwowości w dużym rowerze.

Są też minusy. Wiążą się one ze sobą w pewien sposób. Pierwszy to kierownica, mostek, klamki hamulców. Wszystko to wygląda na dość prymitywne i z niższej półki. W cenie 3650 PLN klient oczekiwałby czegoś lepszego. W ogóle mankamentem jest cena. W tej kwocie standardowy MTB ma dużo lepszy osprzęt. Będąc przy osprzęcie – mechaniczne hamulce tarczowe Avid BB5 są naprawdę niezłe.

Podsumowując: na plus niewątpliwie zapisać można przyjemność z jazdy. Rower może nie najlepiej nada się na zawody typu XC, ale na maratonie może się popisać. Minus: cena. Oraz opony, które moim zdaniem kwalifikują się na natychmiastowej wymiany. No chyba, że użytkownik będzie unikał piaszczystych dróg.

Na zakończenie, jako ciekawostka, zdjęcie USS Cobia – amerykański okręt podwodny, zwodowany w 1943.

Brak komentarzy: