niedziela, 1 lipca 2012

Siódme poty w Potulicach

W sobotę 30.06 Potulice - miejscowość koło Nakła nad Notecią - gościła kolarzy górskich. Były to drugie zawody tego cyklu, organizowane przez LZS DĄB Potulice, LZS Szubin i MTB Szubin. Pierwsze odbyły się w maju, w formie xc, tym razem wyścig odbył się w formie maratonu. Początkowo planowane były dwie rundy po 30 km, na miejscu okazało się, że będą to 3 rundy po 20 km. Z informacji od organizatora wynikało, że "przeciwnicy" usilnie pracowali nad zniszczeniem efektów znakowania trasy. Szkoda, że co jakiś czas, gdzieniegdzie zdarzają się takie sytuacje...
Można powiedzieć, że sama impreza miała dość kameralny charakter. Na starcie stanęło około 50 zawodników, głownie z okolic Nakła, Bydgoszczy, Chodzieży oraz dwóch zawodników ze Złotowa, w tym piszący te słowa, a także Andrzej Tomas jako Goggle Pro Active Eyewear. Wpisowe niewygórowane - 30 zł. Zapisy odbywały przez internet oraz można było zarejestrować się na miejscu. Wszystko to odbyło się całkiem sprawnie.
Realnie oceniając sytuację oraz własne możliwości wiedziałem, że mogę powalczyć o podium. Do godziny 11.00 odbyły się zawody dla najmłodszych na stadionie, gdzie było zlokalizowane biuro zawodów. Około 11.30 nastąpił start wyścigu głównego. Kobiety oraz kategorie wiekowe 41+ miały do pokonania 2 okrążenia. Pozostali - 3 kółka.



Startujemy. Po pierwszym kilometrze rozpoczął się odcinek bardziej selektywny, single track w stylu lekkiego xc. Jest nieźle, jadę jako drugi. Po kilku minutach wyjeżdżamy z lasu na szeroką piaszczystą drogę. Jadę w czubie. Wszystko zapowiada się obiecująco, gdy nagle czuję dziwne bujanie tyłu. Guma. W zasadzie wyścig dla mnie się skończył na tym trzecim kilometrze. Zmieniam dętkę, co zajmuje mi chyba około 15 minut. W tym czasie oczywiście wszyscy dawno temu już mnie wyminęli. Ruszam dalej, tym razem już nie z zamiarem walki o podium, lecz chociaż o sprawdzenie się ilu zawodników zdołam dogonić. Po chwili zaczyna się niezły podjazd po kocich łbach o długości kilkuset metrów. Podoba mi się to. Wyjeżdżam na pole, a nade mną zbierają się czarne chmury. Dosłownie. Po chwili zaczyna się wielka ulewa i burza z piorunami. Fajnie. Wjazd w las, kilka zjazdów i podjazdów. Robi się na tyle ciemno, że zmuszony jestem zdjąć okulary. Nie dość, że w ciemnym lesie przy tej pogodzie zrobiło się niemal jak w nocy, to zaparowały tak, że bardziej przeszkadzały, niż pomagały. To trochę utrudni mi sprawę, gdyż okulary mam z wkładką korekcyjną, tak więc dalszą trasę pokonuję jako krótkowidz bez wsparcia szkiełek. Oznakowanie to czarna strzałka na białym tle. To jestem w stanie jakoś wypatrzyć. Zaczyna się samotna jazda. Teren jest dość zróżnicowany. Sporo długich prostych przez las po piachu i szutrze. Jest też kilka fragmentów poprowadzonych na przełaj przez chaszcze, z wystającymi śliskimi korzeniami, co akurat mi pasuje, gdyż mój 29er może się wykazać. Jest też jeden stromy zjazd, który jak później słyszałem przyprawił niektórym osobom problemów. Rzecz jasna 29er daje radę. Ostatnie 2 kilometry okrążenia to prosta przez las, gdzie jednak po ulewie potworzyły się głębokie kałuże. Jadę przez nie na pełnej szybkości. Nawet przyjemnie w ten upalny dzień, szkoda tylko, że buty nasiąknięte wodą stają się coraz cięższe...

Każda pętla poprowadzona była tak, że zawodnicy przejeżdżali przez stadion, a na linii startu / mety zlokalizowany był bufet. W tym upale decyduję się zatrzymać i uzupełnić zapasy.
Druga pętla. Pogoda się poprawia. Ponownie ta sama trasa. Zastanawia mnie dlaczego prześcignąłem tylko około 10 zawodników. Później dowiedziałem się, że niektórzy pobłądzili. Hmm... Skoro ja nie zabłądziłem bez okularów, to chyba jednak nie było tak źle? Trzecie okrążenie. Upał, żar lejący się z nieba i wilgotność 1000%. Docieram w końcu do mety, nieźle wymęczony. I ubłocony chyba jak nigdy.
Licznik wskazał 62 km, a tabela wyników szóste miejsce w kategorii. Po wyścigu można było umyć rower, co też od razu uczyniłem. Dla zgłodniałych przygotowano posiłek, a także kawę, herbatę, wodę mineralną. Dość szybko zweryfikowano wyniki i przystąpiono do dekoracji. Co prawda okazało się, że w dwóch przypadkach popełniono pomyłkę, jednak natychmiast sytuacje szybko wyprostowano przy udziale zainteresowanych stron, bez najmniejszych problemów i w sympatycznej atmosferze.

Mam nadzieję, że w kolejnym sezonie organizatorzy przygotują kolejną edycje tego wyścigu. Trasa była urozmaicona, ciekawa i ładna. Wiele rodzajów błota o różnej konsystencji, smaku i zapachu. Pokuszę się o stwierdzenie, że różnorodność błotna większa, niż w Połczynie Zdroju. Wpisowe nie jest wstrząsem dla portfela. Organizacyjnie całkiem poprawnie. Atmosfera sympatyczna. Myślę, że impreza wymaga rozpropagowania, gdyż ma potencjał, a to że na starcie stanęło tylko ok 50 zawodników, to prawdopodobnie kwestia małej reklamy wyścigu.

Brak komentarzy: